wtorek, 13 września 2016

Opowiadanie "Odlecieć"


W rozwinięciu posta: opowiadanie na konkurs "Wygraj singiel Non Cadiamo Mai a autografem", napisane przez Olę. Miłego czytania.

Odlecieć

Ona była zwykłą nastolatką. Chodziła do szkoły, uczyła się, bo chciała wiele w życiu osiągnąć. Miała ambicje i cele, które były ciężkie do zrealizowania. (Ale wiedziała, że wszystko jest możliwe, ktoś zapewniał ją, i nie tylko ją, o tym wiele razy). Żyła chwilą i nie planowała jeszcze przyszłości, była na to zbyt młoda i zbyt niedoświadczona... i chyba nie chciała zbyt wiele myśleć o tym, że każdy jej kolejny dzień był dniem wielce niepewnym. Jej wielką pasją była muzyka, słuchała wielu wykonawców, ale najbliższa jej sercu, była dwudziestosześcioletnia Włoszka, która wkroczyła w jej życie z impetem trzy lata temu.

Ona była światowej sławy gwiazdą. Zaczynała od serialu dla młodzieży, a teraz już była w trakcie trasy koncertowej i przygotowań do kolejnego albumu. Kilka najbliższych lat swojego życia miała już zaplanowane – występy w niezliczonych programach, role w filmach, wciąż chciała się rozwijać i nie tracić czasu. Wiedziała, że na całym świecie ma miliony fanów. Nie miała tylko pojęcia o tym, że spotkanie z jednym z nich na zawsze pozostawi w niej ślad.

To tak, jakby ktoś dał jej gwiazdkę z nieba. Tak właśnie się czuła, nie potrafiła opisać tego inaczej. Wiesz, co trzymała w ręku? Bilet na Jej koncert. Tak, właśnie. Jeszcze wczoraj było to dla niej nierealne, dziś było prawdą.  I mimo, że w tym momencie musiała siedzieć nad podręcznikiem ze znienawidzonej geografii, a jutro po lekcjach stawić się w szpitalu na kolejnej serii badań, to teraz nie było nic ważniejszego od tego.
- Wiesz co? – zaczęła, spoglądając na plakat z jej podobizną wiszący nad jej łóżkiem. – Jakoś nadal nie chce mi się w to wierzyć. Jezu, przecież ty nadal jesteś dla mnie kimś… nieosiągalnym. Mogę to tak nazwać? Myślałam, że lista rzeczy, które w jakiś sposób przybliżają mnie do twojej muzyki kończy się na słuchaniu twoich występów na YouTube. Masz pojęcie, że za kilka miesięcy zobaczę cię na żywo? Jasne, że nie, przecież nawet nie wiesz, że taki ktoś jak ja istnieje. A szkoda. Może ty potrafiłabyś coś zmienić… dokonać cudu. – Przerwała. – Jestem nienormalna. Gadam do plakatu. – Otrząsnęła się. – A tak. Geografia.
Z westchnieniem ponownie pochyliła się nad książką, dwudziesty raz czytając rozdział o pozostałościach ery paleozoicznej. Biały bilet schowała do swojego pamiętnika. Wiedziała, że dzisiaj poświęci mu jeszcze niejedną chwilę.
Ale to po geografii.

- Se fossi il vento, mi perderei con te, ti porterei sopra il mondo, non guarda...
- Aleksandra! – Melodię jej ukochanej piosenki przerwał głos pielęgniarki. – Do gabinetu!
Podniosła się z różowego, plastikowego krzesełka – które było dla niej o wiele za małe, w końcu miała prawie metr siedemdziesiąt wzrostu, a te chyba było przeznaczone dla dzieci, ale cóż, poczekalnia była pełna – i powłócząc nogami ruszyła w stronę pokoju.
- No, przynajmniej trafiłam na panią – mruknęła, uśmiechając się. – Nie cierpię, kiedy pani Magda to robi. Ostatnio źle się wkuła i miałam siniaka na pół ręki, wszyscy w szkole pytali mnie, co się stało. Ale niech pani jej tego nie mówi, bardzo ją lubię.
Kobieta uśmiechnęła się.
- To będzie nasza mała tajemnica.
- Lubię układy z panią. – Usadowiła się na fotelu. – Wie pani, miałam sprawdzian z geografii. Uczyłam się cały dzień, a i tak pewnie cały zawaliłam. A pani? Była pani dobra z geografii? – Nie czekała na odpowiedź. – Jakoś wolę matematykę. O, właśnie, dzisiaj dostałam piątkę z kartkówki.
- Wolałam biologię. – Pani Milena wbiła igłę w jej żyłę. – I chemię.
Nie mogła pojąć zachowania Oli. Była chora, i to poważnie, a mimo to podchodziła do życia tak optymistycznie. Była rozmowna, choć miała też swój świat, i dosyć często się w nim zatracała. Ale to, jak potrafiła cieszyć się z najmniejszych rzeczy, było niesamowite. Nie każda nastolatka chorująca na raka była do tego zdolna. Ale ona była inna. Wiedziała do od pierwszego momentu, kiedy przekroczyła próg tego gabinetu.
- Zgadnie pani co?
- Wybierasz się na rozszerzoną matematykę? – zapytała.
- To razem z fizyką, a to najgorsze co może być. Gramy dalej?
- Rozszerzona geografia?
- Niech pani nawet nie żartuje – jęknęła. – Chyba wolę fizykę.
- Twoja ulubiona piosenkarka wydaje płytę.
- Nie, nie zgadnie pani. Ale dobra, powiem już. – Prawie skakała z podekscytowania. – Jadę na jej koncert! Wierzy pani w to? Bo ja jeszcze nie, nie wiem kiedy to do mnie dotrze. Znaczy – zawahała się – wie pani. To jest w czerwcu. A ja będę… no, muszę mówić? Tak, po chemii. Nie wiem czy będę w stanie.
Kobieta uśmiechnęła się pocieszająco.
- Na pewno się uda. Trzymam kciuki. – Pomogła jej zejść z fotela. – Do zobaczenia za tydzień, zawołaj Adriana.
Pokiwała głową i opuściła gabinet. Dziwne, jak jej radość mogła ulotnić się w jednej chwili.
Czasami naprawdę chciała… odlecieć. Razem z wiatrem. Jak w Jej piosence.

Choć nie czuła się zbyt dobrze, to jednak już stała przy samochodzie czekając na swoją mamę, która miała zawieźć ją do Warszawy. Za kilka godzin miała Ją zobaczyć.
Wiesz co?
Miała spotkać się z nią twarzą w twarz.
Bo kiedy kilka miesięcy wcześniej weszła do gabinetu z płaczem, pani Milena zaniepokojona spytała, co się stało? Czy źle się czuje? Coś ją boli? Zaczynają wypadać jej te piękne, gęste włosy? Nie, odpowiedziała. Lekarz chciał przesunąć jej chemię. Na 26 czerwca, dwa dni przed koncertem. Ten człowiek miał gdzieś wszystkie jej plany, to, że właśnie spełnia swoje marzenia. I wtedy pani Milena zainterweniowała. Rozmawiała z lekarzem, nawet kilka razy. Była stanowcza, Ola nie chciała wiedzieć, co mu powiedziała. Mało tego. Wiesz co zrobiła? Zadzwoniła do organizatorów koncertu. Wytłumaczyła sytuację. Poprosiła o możliwość spotkania wielkie artystki ze śmiertelnie chorą, piętnastoletnią dziewczyną. A oni… zgodzili się.
Dwa dni po całym zdarzeniu znów weszła zapłakana do gabinetu i rzuciła się pani Milenie na szyję, powtarzając, że to są łzy szczęścia, a ona właśnie czyni jej życie lepszym.

Nogi trzęsły się jak galareta, serce waliło młotem, a dłonie pociły się ze stresu. Stała przed białymi drzwiami wiedząc, że ONA jest tam, i czeka na nią. Lodovica, we własnej osobie.
Kiedy te w końcu otworzyły się, a organizator koncertu zaprosił ją do środka, weszła i zobaczyła ją. Stała tam, uśmiechnięta, ubrana tak zwyczajnie – zupełnie nie wiedziała dlaczego, ale wyobrażała ją sobie w jakiejś drogiej, błyszczącej sukni, a ona miała na sobie ciemne spodnie i granatową koszulkę – uśmiechając się od ucha do ucha. Spytała o imię.
- Ola – odpowiedziała drżącym z emocji głosem.
Świetnie radziła sobie z angielskim.
- Usiądziemy? – Zaproponowała Lodo. TAK, ONA POPROSIŁA JĄ, ŻEBY USIADŁA. Zrobiła to. – Miło cię poznać, dużo o tobie słyszałam.
- Tak. Ja o tobie też.
Zaśmiała się, odrzucając włosy do tyłu.
- Myślę, że jesteś o wiele lepszą osobą ode mnie – odparła. – Ej, nie zaprzeczaj… Ola, tak? Znam twoją historię. Podziwiam cię. Jesteś niesamowita. – Jej głos przycichł.
Potrząsnęła głową, hamując łzy.
- Ja podziwiam ciebie. Wiesz kim przy tobie jestem? Takim nic nie znaczącym punktem.
- Ja tylko śpiewam – zaprzeczyła. – Każdy potrafi śpiewać. Każdy może zrobić karierę i mieć własną trasę koncertową. Ale nie każdy dałby sobie radę, tak ja ty. Z chorobą.
Przełknęła ślinę. – To przestaje być ważne, kiedy słucham twoich piosenek.
Z niedowierzaniem patrzyła, jak z oczu Włoszki wypływają łzy.
- Takie słowa utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto. – Otarła je rękawem. – I dalej jest warto. Zaczynając szkołę marzyłam o tym, by moja muzyka komuś pomogła. I chyba pomaga.
Objęła ją ramieniem, a po chwili przytuliła do siebie. Ola wtuliła twarz w jej ramię, czując się jak z kimś, kogo zna całe lata.
- Wiesz, że byłaś dla mnie tylko marzeniem? – wyznała. – Nie wierzyłam, że kiedykolwiek cię spotkam. Nawet nie miałam pewności, że pojadę na twój koncert. Ja nadal nie wierzę, że to się dzieje.
Lodovica odsunęła się od niej. Wytarła jej łzy z twarzy.
- Wiesz, co możemy zrobić, żebyś uwierzyła? – spytała, uśmiechając się. Nastolatka patrzyła na nią. – Znasz moje piosenki? Masz jakąś ulubioną?
Skinęła głową. – Ci vediamo quando é buio.
- Ech, patrz – zaśmiała się przez łzy. – To też moja ulubiona. Włączysz się? – Odchrząknęła. - Ci vediamo quando é buio che la luna li é la stessa.
- La distanza é sempre troppa se si calcola sul mare.
Ich głosy złączyły się.
- Io ti aspetto fra le stelle, quando puoi fatti trovare, non siamo poi così lontani, se imparlamo a immaginare, se fossi il vento, mi perderei con te, ti porterei sopra il mondo, non guardare giù, dimentica chi c'é.
Ucichły, a w pokoju słuchać było brzęczenie muchy.
- Masz piękny głos. – Głos Lodoviki przerwał ciszę. – A teraz? Teraz już wierzysz?
Uśmiechnęła się. – Chyba… chyba tak. Wiesz co? Mimo wszystko… czasami mam ochotę odlecieć. Żeby już nic nie czuć.
Potrząsnęła głową. – To jeszcze nie twój czas. Jesteś niesamowitą dziewczyną. – Znów ją do siebie przytuliła. – Nie zapominaj o tym, okej?
- Postaram się. – Nie chciała, by jej głos drżał.
W pokoju znów zapanowała cisza, a one trwały w uścisku, jak stare, dobre przyjaciółki.
- Jesteś z mamą? Zabierz ją ze sobą. Pokażecie mi Warszawę. Brakuje mi przewodnika. – Na twarzy Lodo pojawił się uśmiech.
Ta niepozorna piętnastolatka nigdy nie wierzyła, że spotka ją tak ogromne szczęście. Wiedziała, że 28 czerwca 2015 roku na zawsze pozostanie dniem, który zmienił jej życie.

Spędziły niesamowity czas. Ona, polska dziewczyna, niczym nie różniąca się od innych – według niej, bo dla Lodo chyba była kimś niesamowitym – oraz włoska gwiazda, która poświęciła jej kilka godzin. Oraz mama dziewczyny, chodząca za nimi krok w krok, nic nie rozumiejąca z angielskiej rozmowy, bo przecież nigdy się tego języka nie uczyła. Ale widziała, że jej córka jest szczęśliwa. Ostatnio wiele się nacierpiała. Widziała ją leżącą w szpitalnym łóżku i walczącą z ogromnym bólem, ale teraz to nie było ważne. Nie miała pojęcia, że darując jej bilet na koncert jej idola, w dużej mierze przyczyni się do spełnienia jej największego marzenia.

Wiesz, nie robiły nic szczególnego. Po prostu zwiedzały stolicę Polski. Patrzyły na pogrążone w śnie budynki Warszawy. Spędziły pół godziny pod Pałacem Kultury i Nauki po prostu podziwiając, jak pięknie wygląda oświetlony lampami. Patrzyły na nielicznych przechodniów, którzy zmierzali do swoich domów, nieświadomi tego, że kilka kroków od nich ktoś właśnie zmienia swoje życie. Siedziały na ławce obok fontanny, która o tej porze była wyłączona, a jednak w swej prostocie nadal piękna. Rozmawiały o wszystkim. Jakby znały się od lat. Śpiewały, ale po cichu, bo przecież to był środek nocy.
W ciągu tak krótkiego czasu poznały się nawzajem tak, jak nikt inny by nie potrafił.

- Możesz mi coś obiecać, kochanie? – Lodo przeczesała palcami jej długie włosy. – Zrobiłaś już wiele, niesamowicie wiele, ale chciałabym, abyś dała z siebie jeszcze więcej. Bo stać cię na to. Chciałabym móc spotkać cię kiedyś, zdrową. – Zdławiła łzy. – Wiem, że dasz radę. Zrób to dla siebie, dla swoich rodziców, dla braci i sióstr. Ale zrób to też dla mnie, dobrze? To będzie niesamowity prezent. Dzisiejszej nocy dałaś mi cenną lekcję. Przekonałaś mnie, że jesteśmy w stanie zrobić wiele. Nie zapomnę jej. Nigdy.
Było zimno, choć był już koniec czerwca.
- Ty dajesz mi lekcję każdego dnia. Znajduję je w każdej piosence – wyznała. – Mogę ci to obiecać. Dzięki tobie spełniłam jedno ze swoich marzeń. To niesamowite.
Kolejny już raz zatraciły się w uścisku. Przy sobie czuły się zadziwiająco dobrze, choć znały się od kilku godzin.
- Możesz polecieć gdzie tylko zechcesz. Ale nie odlatuj. Widzisz tę różnicę? Zawsze wracaj. Zawsze. Jak ja.
Rozstały się z trudem. Każda z nich musiała wracać do swojego życia. Starsza z nich do trasy koncertowej, do planowania kolejnych albumów i różnych projektów. Młodsza – do nauki, do kolejnych wizyt w szpitalach i przychodniach. Do codziennej walki, bo teraz miała jeszcze więcej zapału niż wcześniej.
Ale choć ich spotkanie już się skończyło, pamiętać będą je na długo. Bo każdą z nich zmieniło nieodwracalnie.

Dziś jest już zdrowa. Nie odleciała. Została, bo tego chciała od samego początku, ale dlatego też, że ktoś ją o to poprosił. Że złożyła obietnicę.

Kiedyś naprawdę odleci. Ale w odpowiedniej chwili. Dziś ma jeszcze zbyt wiele spraw do wypełnienia.
To jeszcze nie jest ta chwila.  


1 komentarz:

  1. Popłakałam się czytając to opowiadanie. Jest cudowne <3
    Pozdrawiam
    J.G. <3

    OdpowiedzUsuń

Czy podobał ci się post ? Napisz swoją opinię w komentarzu 1 opinia = o wiele więcej motywacji do kolejnych wpisów, więc nie wahaj się i komentuj każdy wpis ! :)