W rozwinięciu posta: opowiadanie na konkurs "Wygraj singiel Non Cadiamo Mai a autografem", napisane przez Olę. Miłego czytania.
Odlecieć
Ona
była zwykłą nastolatką. Chodziła do szkoły, uczyła się, bo chciała wiele w
życiu osiągnąć. Miała ambicje i cele, które były ciężkie do zrealizowania. (Ale
wiedziała, że wszystko jest możliwe,
ktoś zapewniał ją, i nie tylko ją, o tym wiele razy). Żyła chwilą i nie
planowała jeszcze przyszłości, była na to zbyt młoda i zbyt niedoświadczona...
i chyba nie chciała zbyt wiele myśleć o tym, że każdy jej kolejny dzień był
dniem wielce niepewnym. Jej wielką pasją była muzyka, słuchała wielu
wykonawców, ale najbliższa jej sercu, była dwudziestosześcioletnia Włoszka,
która wkroczyła w jej życie z impetem trzy lata temu.
Ona
była światowej sławy gwiazdą. Zaczynała od serialu dla młodzieży, a teraz już była
w trakcie trasy koncertowej i przygotowań do kolejnego albumu. Kilka
najbliższych lat swojego życia miała już zaplanowane – występy w niezliczonych
programach, role w filmach, wciąż chciała się rozwijać i nie tracić czasu.
Wiedziała, że na całym świecie ma miliony fanów. Nie miała tylko pojęcia o tym,
że spotkanie z jednym z nich na zawsze pozostawi w niej ślad.
To
tak, jakby ktoś dał jej gwiazdkę z nieba. Tak właśnie się czuła, nie potrafiła
opisać tego inaczej. Wiesz, co trzymała w ręku? Bilet na Jej koncert. Tak,
właśnie. Jeszcze wczoraj było to dla niej nierealne, dziś było prawdą. I mimo, że w tym momencie musiała siedzieć nad
podręcznikiem ze znienawidzonej geografii, a jutro po lekcjach stawić się w
szpitalu na kolejnej serii badań, to teraz nie było nic ważniejszego od tego.
-
Wiesz co? – zaczęła, spoglądając na plakat z jej podobizną wiszący nad jej
łóżkiem. – Jakoś nadal nie chce mi się w to wierzyć. Jezu, przecież ty nadal
jesteś dla mnie kimś… nieosiągalnym. Mogę to tak nazwać? Myślałam, że lista
rzeczy, które w jakiś sposób przybliżają mnie do twojej muzyki kończy się na
słuchaniu twoich występów na YouTube. Masz pojęcie, że za kilka miesięcy
zobaczę cię na żywo? Jasne, że nie, przecież nawet nie wiesz, że taki ktoś jak
ja istnieje. A szkoda. Może ty potrafiłabyś coś zmienić… dokonać cudu. –
Przerwała. – Jestem nienormalna. Gadam do plakatu. – Otrząsnęła się. – A tak.
Geografia.
Z
westchnieniem ponownie pochyliła się nad książką, dwudziesty raz czytając
rozdział o pozostałościach ery paleozoicznej. Biały bilet schowała do swojego
pamiętnika. Wiedziała, że dzisiaj poświęci mu jeszcze niejedną chwilę.
Ale
to po geografii.
- Se fossi il vento, mi perderei con te, ti
porterei sopra il mondo, non guarda...
-
Aleksandra! – Melodię jej ukochanej piosenki przerwał głos pielęgniarki. – Do
gabinetu!
Podniosła
się z różowego, plastikowego krzesełka – które było dla niej o wiele za małe, w
końcu miała prawie metr siedemdziesiąt wzrostu, a te chyba było przeznaczone
dla dzieci, ale cóż, poczekalnia była pełna – i powłócząc nogami ruszyła w
stronę pokoju.
-
No, przynajmniej trafiłam na panią – mruknęła, uśmiechając się. – Nie cierpię,
kiedy pani Magda to robi. Ostatnio źle się wkuła i miałam siniaka na pół ręki,
wszyscy w szkole pytali mnie, co się stało. Ale niech pani jej tego nie mówi,
bardzo ją lubię.
Kobieta
uśmiechnęła się.
-
To będzie nasza mała tajemnica.
-
Lubię układy z panią. – Usadowiła się na fotelu. – Wie pani, miałam sprawdzian
z geografii. Uczyłam się cały dzień, a i tak pewnie cały zawaliłam. A pani?
Była pani dobra z geografii? – Nie czekała na odpowiedź. – Jakoś wolę
matematykę. O, właśnie, dzisiaj dostałam piątkę z kartkówki.
-
Wolałam biologię. – Pani Milena wbiła igłę w jej żyłę. – I chemię.
Nie
mogła pojąć zachowania Oli. Była chora, i to poważnie, a mimo to podchodziła do
życia tak optymistycznie. Była rozmowna, choć miała też swój świat, i dosyć
często się w nim zatracała. Ale to, jak potrafiła cieszyć się z najmniejszych
rzeczy, było niesamowite. Nie każda nastolatka chorująca na raka była do tego
zdolna. Ale ona była inna. Wiedziała do od pierwszego momentu, kiedy
przekroczyła próg tego gabinetu.
-
Zgadnie pani co?
-
Wybierasz się na rozszerzoną matematykę? – zapytała.
-
To razem z fizyką, a to najgorsze co może być. Gramy dalej?
- Rozszerzona
geografia?
-
Niech pani nawet nie żartuje – jęknęła. – Chyba wolę fizykę.
-
Twoja ulubiona piosenkarka wydaje płytę.
-
Nie, nie zgadnie pani. Ale dobra, powiem już. – Prawie skakała z
podekscytowania. – Jadę na jej koncert! Wierzy pani w to? Bo ja jeszcze nie,
nie wiem kiedy to do mnie dotrze. Znaczy – zawahała się – wie pani. To jest w
czerwcu. A ja będę… no, muszę mówić? Tak, po chemii. Nie wiem czy będę w
stanie.
Kobieta
uśmiechnęła się pocieszająco.
-
Na pewno się uda. Trzymam kciuki. – Pomogła jej zejść z fotela. – Do zobaczenia
za tydzień, zawołaj Adriana.
Pokiwała
głową i opuściła gabinet. Dziwne, jak jej radość mogła ulotnić się w jednej
chwili.
Czasami
naprawdę chciała… odlecieć. Razem z
wiatrem. Jak w Jej piosence.
Choć
nie czuła się zbyt dobrze, to jednak już stała przy samochodzie czekając na
swoją mamę, która miała zawieźć ją do Warszawy. Za kilka godzin miała Ją
zobaczyć.
Wiesz
co?
Miała
spotkać się z nią twarzą w twarz.
Bo
kiedy kilka miesięcy wcześniej weszła do gabinetu z płaczem, pani Milena
zaniepokojona spytała, co się stało? Czy źle się czuje? Coś ją boli? Zaczynają
wypadać jej te piękne, gęste włosy? Nie, odpowiedziała. Lekarz chciał przesunąć
jej chemię. Na 26 czerwca, dwa dni przed koncertem. Ten człowiek miał gdzieś
wszystkie jej plany, to, że właśnie spełnia swoje marzenia. I wtedy pani Milena
zainterweniowała. Rozmawiała z lekarzem, nawet kilka razy. Była stanowcza, Ola
nie chciała wiedzieć, co mu powiedziała. Mało tego. Wiesz co zrobiła?
Zadzwoniła do organizatorów koncertu. Wytłumaczyła sytuację. Poprosiła o
możliwość spotkania wielkie artystki ze śmiertelnie chorą, piętnastoletnią
dziewczyną. A oni… zgodzili się.
Dwa
dni po całym zdarzeniu znów weszła zapłakana do gabinetu i rzuciła się pani
Milenie na szyję, powtarzając, że to są łzy szczęścia, a ona właśnie czyni jej
życie lepszym.
Nogi
trzęsły się jak galareta, serce waliło młotem, a dłonie pociły się ze stresu.
Stała przed białymi drzwiami wiedząc, że ONA jest tam, i czeka na nią.
Lodovica, we własnej osobie.
Kiedy
te w końcu otworzyły się, a organizator koncertu zaprosił ją do środka, weszła
i zobaczyła ją. Stała tam, uśmiechnięta, ubrana tak zwyczajnie – zupełnie nie
wiedziała dlaczego, ale wyobrażała ją sobie w jakiejś drogiej, błyszczącej
sukni, a ona miała na sobie ciemne spodnie i granatową koszulkę – uśmiechając
się od ucha do ucha. Spytała o imię.
-
Ola – odpowiedziała drżącym z emocji głosem.
Świetnie
radziła sobie z angielskim.
-
Usiądziemy? – Zaproponowała Lodo. TAK, ONA POPROSIŁA JĄ, ŻEBY USIADŁA. Zrobiła
to. – Miło cię poznać, dużo o tobie słyszałam.
-
Tak. Ja o tobie też.
Zaśmiała
się, odrzucając włosy do tyłu.
-
Myślę, że jesteś o wiele lepszą osobą ode mnie – odparła. – Ej, nie zaprzeczaj…
Ola, tak? Znam twoją historię. Podziwiam cię. Jesteś niesamowita. – Jej głos
przycichł.
Potrząsnęła
głową, hamując łzy.
-
Ja podziwiam ciebie. Wiesz kim przy tobie jestem? Takim nic nie znaczącym
punktem.
-
Ja tylko śpiewam – zaprzeczyła. – Każdy potrafi śpiewać. Każdy może zrobić
karierę i mieć własną trasę koncertową. Ale nie każdy dałby sobie radę, tak ja
ty. Z chorobą.
Przełknęła
ślinę. – To przestaje być ważne, kiedy słucham twoich piosenek.
Z
niedowierzaniem patrzyła, jak z oczu Włoszki wypływają łzy.
-
Takie słowa utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto. – Otarła je rękawem.
– I dalej jest warto. Zaczynając szkołę marzyłam o tym, by moja muzyka komuś
pomogła. I chyba pomaga.
Objęła
ją ramieniem, a po chwili przytuliła do siebie. Ola wtuliła twarz w jej ramię,
czując się jak z kimś, kogo zna całe lata.
-
Wiesz, że byłaś dla mnie tylko marzeniem? – wyznała. – Nie wierzyłam, że
kiedykolwiek cię spotkam. Nawet nie miałam pewności, że pojadę na twój koncert.
Ja nadal nie wierzę, że to się dzieje.
Lodovica
odsunęła się od niej. Wytarła jej łzy z twarzy.
-
Wiesz, co możemy zrobić, żebyś uwierzyła? – spytała, uśmiechając się.
Nastolatka patrzyła na nią. – Znasz moje piosenki? Masz jakąś ulubioną?
Skinęła
głową. – Ci vediamo quando é buio.
-
Ech, patrz – zaśmiała się przez łzy. – To też moja ulubiona. Włączysz się? –
Odchrząknęła. - Ci vediamo quando é buio
che la luna li é la stessa.
- La distanza é sempre troppa se si calcola sul
mare.
Ich
głosy złączyły się.
- Io ti aspetto fra le stelle, quando puoi
fatti trovare, non siamo poi così lontani, se imparlamo a immaginare, se fossi
il vento, mi perderei con te, ti porterei sopra il mondo, non guardare giù,
dimentica chi c'é.
Ucichły,
a w pokoju słuchać było brzęczenie muchy.
-
Masz piękny głos. – Głos Lodoviki przerwał ciszę. – A teraz? Teraz już
wierzysz?
Uśmiechnęła
się. – Chyba… chyba tak. Wiesz co? Mimo wszystko… czasami mam ochotę odlecieć. Żeby już nic nie czuć.
Potrząsnęła
głową. – To jeszcze nie twój czas. Jesteś niesamowitą dziewczyną. – Znów ją do
siebie przytuliła. – Nie zapominaj o tym, okej?
-
Postaram się. – Nie chciała, by jej głos drżał.
W
pokoju znów zapanowała cisza, a one trwały w uścisku, jak stare, dobre przyjaciółki.
-
Jesteś z mamą? Zabierz ją ze sobą. Pokażecie mi Warszawę. Brakuje mi
przewodnika. – Na twarzy Lodo pojawił się uśmiech.
Ta
niepozorna piętnastolatka nigdy nie wierzyła, że spotka ją tak ogromne
szczęście. Wiedziała, że 28 czerwca 2015 roku na zawsze pozostanie dniem, który
zmienił jej życie.
Spędziły
niesamowity czas. Ona, polska dziewczyna, niczym nie różniąca się od innych –
według niej, bo dla Lodo chyba była kimś niesamowitym – oraz włoska gwiazda,
która poświęciła jej kilka godzin. Oraz mama dziewczyny, chodząca za nimi krok
w krok, nic nie rozumiejąca z angielskiej rozmowy, bo przecież nigdy się tego
języka nie uczyła. Ale widziała, że jej córka jest szczęśliwa. Ostatnio wiele
się nacierpiała. Widziała ją leżącą w szpitalnym łóżku i walczącą z ogromnym
bólem, ale teraz to nie było ważne. Nie miała pojęcia, że darując jej bilet na
koncert jej idola, w dużej mierze przyczyni się do spełnienia jej największego
marzenia.
Wiesz,
nie robiły nic szczególnego. Po prostu zwiedzały stolicę Polski. Patrzyły na
pogrążone w śnie budynki Warszawy. Spędziły pół godziny pod Pałacem Kultury i
Nauki po prostu podziwiając, jak pięknie wygląda oświetlony lampami. Patrzyły
na nielicznych przechodniów, którzy zmierzali do swoich domów, nieświadomi
tego, że kilka kroków od nich ktoś właśnie zmienia swoje życie. Siedziały na
ławce obok fontanny, która o tej porze była wyłączona, a jednak w swej
prostocie nadal piękna. Rozmawiały o wszystkim. Jakby znały się od lat.
Śpiewały, ale po cichu, bo przecież to był środek nocy.
W
ciągu tak krótkiego czasu poznały się nawzajem tak, jak nikt inny by nie
potrafił.
-
Możesz mi coś obiecać, kochanie? – Lodo przeczesała palcami jej długie włosy. –
Zrobiłaś już wiele, niesamowicie wiele, ale chciałabym, abyś dała z siebie jeszcze
więcej. Bo stać cię na to. Chciałabym móc spotkać cię kiedyś, zdrową. –
Zdławiła łzy. – Wiem, że dasz radę. Zrób to dla siebie, dla swoich rodziców,
dla braci i sióstr. Ale zrób to też dla mnie, dobrze? To będzie niesamowity
prezent. Dzisiejszej nocy dałaś mi cenną lekcję. Przekonałaś mnie, że jesteśmy
w stanie zrobić wiele. Nie zapomnę jej. Nigdy.
Było
zimno, choć był już koniec czerwca.
-
Ty dajesz mi lekcję każdego dnia. Znajduję je w każdej piosence – wyznała. –
Mogę ci to obiecać. Dzięki tobie spełniłam jedno ze swoich marzeń. To
niesamowite.
Kolejny
już raz zatraciły się w uścisku. Przy sobie czuły się zadziwiająco dobrze, choć
znały się od kilku godzin.
-
Możesz polecieć gdzie tylko zechcesz.
Ale nie odlatuj. Widzisz tę różnicę?
Zawsze wracaj. Zawsze. Jak ja.
Rozstały
się z trudem. Każda z nich musiała wracać do swojego życia. Starsza z nich do
trasy koncertowej, do planowania kolejnych albumów i różnych projektów. Młodsza
– do nauki, do kolejnych wizyt w szpitalach i przychodniach. Do codziennej
walki, bo teraz miała jeszcze więcej zapału niż wcześniej.
Ale
choć ich spotkanie już się skończyło, pamiętać będą je na długo. Bo każdą z
nich zmieniło nieodwracalnie.
Dziś
jest już zdrowa. Nie odleciała.
Została, bo tego chciała od samego początku, ale dlatego też, że ktoś ją o to
poprosił. Że złożyła obietnicę.
Kiedyś
naprawdę odleci. Ale w odpowiedniej
chwili. Dziś ma jeszcze zbyt wiele spraw do wypełnienia.
To
jeszcze nie jest ta chwila.
Popłakałam się czytając to opowiadanie. Jest cudowne <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
J.G. <3